O firmie Glazel w blogosferze było swego czasu bardzo głośno. Najpierw mówiono o nich w samych superlatywach, potem recenzje zmieniły się o 180 stopni. Skąd ta nagła zmiana - mogę się tylko domyślać. :) Gdy był na nie boom, zakupiłam kilka produktów Glazel, w tym cienie do powiek. Skusiłam się wtedy na promocję - dwie palety w cenie jednej, czyli zapłaciłam 150zł, jest to dość atrakcyjna cena, ponieważ za jeden kolorowy krążek płacimy 5zł. Wiele z Was chciało zobaczyć jakie mam kolory i usłyszeć co o nich sądzę. Nadszedł w końcu ten dzień, kiedy ogarnęłam zdjęcia. Dzisiaj opiszę swoje spostrzeżenia na temat cieni perłowych.
![]()
Zacznę od opakowania, ponieważ bardzo się nim rozczarowałam. Paletki nie są płaskie. Nie wiem co się z nimi zadziało, ale wygięły się, spód ma wybrzuszenie. Przechowywałam je w taki sam sposób jak inne palety z cieniami i poraz pierwszy z czymś takim się spotkałam. Mogę jedynie sądzić, że użyty plastik jest po prostu złej jakości. Paleta posiada lusterko, którego nie da się użyć, ponieważ wykrzywia twarz. Plastikowe 'boksy' rozdzielające już same cienie są dobrze przymocowane, jednak cienie się przesuwają, co będziecie mogły zobaczyć na dalszych zdjęciach. Plusem jest personalizacja palety, bo za darmo jest wykonywany grawer z tym co sobie zażyczymy. Ja zdecydowałam się na imię i pierwsze litery nazwiska. Jak widzicie, palety nie czarują, są poniżej przeciętnej. Wybrzuszenia, niefunkcjonalne lusterko ... Szkoda.
Przejdźmy do samych cieni. Są one perłowe, choć w większości przypadków te wykończenie jest subtelne, niebazarkowe, po prostu ładne. Cała paleta prezentuje się następująco.
Jak widzicie, wybrałam różne kolory, kierowałam się tym, co lubię, po jakie kolory najczęściej sięgam i które chciałabym posiadać. Firma w ofercie ma naprawdę wiele różnych kolorów, więc kilka godzin spędziłam na skomponowaniu palety. Ułożenie kolorów jest narzucone przez firmę, nie przemieniałam ich, ponieważ na spodzie jest z grawer z numeracją. I to co zauważyłam, to próbniki na stronie są dość przekłamane. Nie w każdym wypadku, ale kilka bardzo się różni.
W palecie, jak zawsze to bywa, są cienie lepsze i gorsze. Z tej całej piętnastki kilka nadają się jedynie do kosza, niestety. Postaram się każdy kolor indywidualnie opisać.
#82 - srebrno szary. W palecie ładnie się prezentuje, jednak już na skórze niezbyt zachęcająco. Przede wszystkim jest dość zbity i ciężko się go aplikuje, jest praktycznie niewidoczny na powiekach. Potrzebuje porządnej bazy pod cienie, aby wydobyć z niego kolor.
#87 - czarny. Myślałam, że będę po niego chętniej sięgać, niestety jest bardzo źle zmielony i sprasowany, pełno jest dużych grudek, które bardzo utrudniają aplikację - osypywanie jest bardzo uciążliwe.
#114 - jeansowy. Konsystencja jest mokra, dzięki temu ładnie przykleja się do powieki, dobrze się rozciera Daje ładny efekt na oczach. Chętnie po niego sięgam.
#131 - gołębi. Na próbniku na stronie ten cień raczej wyglądał jak 'babyblue', w rzeczywistości jest bardzo jasnym niebieskim odcieniem. Jest to najgorszy cień w całej tej mojej palecie, nic z nim ciekawego nie można zrobić, słabo napigmentowany, suchy i twardy, ciężko jest go nabrać na palec, a co dopiero na pędzel. Na powiece wygląda nieciekawie, szaro. Niestety ten kolor się nie udał, nie polecam.
#60 - popielaty. Kolejny niewypał. Na próbniku w sklepie wyglądał na bardziej niebieski, w rzeczywistości jest to mało atrakcyjny kolor. Dodatkowo aplikacja jest bardzo ciężka, ponieważ cień jest suchy i twardy.
#100 - majtkowy róż. Jeżeli ktoś lubi takie kolory, to będzie zadowolony, ja go raczej stosuję rzadko, do podkreślenia wewnętrznego kącika itp. Na całej powiece wygląda nieatrakcyjnie.
#76 - fioletowy.Ładny odcień, dobra pigmentacja, łatwa aplikacja. Troszkę się osypuje, ale jest to znośne.
#61 - granatowo-grafitowy. Na całej powiece prezentuje się ciekawie, często sięgam po niego do przyciemniania powieki. Dobrze się spisuje.
#72 - bordowy. Piękny kolor. Używam go jako akcent, pokusiłam się także na nałożenie go na całą powiekę. Nie wygląda źle. Pięknie błyszczy. Ma konsystencję jakby mokrą, dzięki temu bardzo łatwo się go aplikuje i rozciera, nie gubi przy tym koloru. Lekko się osypuje, ale jest to niestety cecha cieni Glazel, trzeba na to po prostu uważać.
#47 turkusowy. Cień, który już dawno powinien wylądować w śmietniku. W opakowaniu wygląda na piękny turkus, jednak na powiece wygląda blado. Nie popisał się.
#19 - pomarańczowy. Piękny odcień, konsystencja mokra, lubię go bardzo, raczej wykorzystuję go jako akcent w makijażu.
#110 - złoty. Co tu dużo mówić. Jeden z trzech moich ulubionych kolorów z tej palety. Kolor piękny, wybaczam to niemiłosierne osypywanie się cieni.
#30 brązowy. kolejny ulubieniec. Bardzo długo go używałam do dziennego makijażu do przyciemnienia zewnętrznej powiek. Praktycznie nie widać po nim zużycia, ponieważ jest świetnie napigmentowany i niewiele go potrzeba. Minus - osypywanie. Nie znoszę tego, przy tych cieniach jedynym wyjściem jest odwrócone malowanie, czyli najpierw oczy a potem twarz.
#98 - miedziany.Ładny kolor, w codziennym makijażu służy mi na przykład do rozcierania cieni w załamaniu powieki. Dobrze napigmentowany.
#2 - beżowy. Gołym okiem widać, że to mój ulubiony kolor, po który sięgałam praktycznie przy każdym makijażu. Świetnie wygląda na całej powiece, pod brwiami, jako rozświetlenie wewnętrznych kącików. Na powiekach wygląda jak tafla. Warto go mieć w swojej kolekcji.
Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć jak wszystkie cienie wyglądają na skórze:
Trzeba przyznać, że są tam lepsze i gorsze cienie, o różnej konsystencji i wykończeniu. Minusem wszystkich egzemplarzy jest osypywanie się. Można się do tego przyzwyczaić, choć wydaje mi się, że od firmy, która chce produkować kosmetyki PRO, oczekuje się czegoś więcej. Tak czy siak, 5zł za cień to nie jest dużo, patrząc na to, że można trafić na naprawdę ciekawe kolory, na których dobrze się pracuje.
Co sądzicie o tych cieniach?
Pozdrawiam.