Quantcast
Channel: Ferrou Makeup Blog: makijaż, kosmetyki
Viewing all 411 articles
Browse latest View live

Ponowne wyniki konkursu Initiale

$
0
0
Niestety druga osoba, która wygrała maseczki Initiale nie zgłosiła się do mnie, zatem muszę wybrać kolejną osobą. Jest nią Aingeal Maith (blog). Gratuluję i czekam na adres do przesyłki. Mam nadzieję, że maseczki Źródło Młodości oraz Oczyszczanie i Regeneracja przypadną Tobie do gustu.
Pozdrawiam :)

Jesienna klasyka!

$
0
0

Nie lubię weekendów, bo albo mam tyle rzeczy do zrobienia, że nie wiem od czego zacząć, albo się lenię i snuję się z kąta w kąt. Wczoraj właśnie niedziela była bardzo leniwaaaa. Nie chciało mi się robić nic nadprogramowego, więc zmusiłam się chociażby do pomalowania. Wybrałam szybką klasykę, nic przerysowanego. Jednak zapragnęłam mocniejszych ust, które ...hmmm... mi niestety nie pasują. Moje usta są bardzo małe, wąskie i żeby jako tako wyglądać, to musiałabym się uśmiechać od ucha do ucha, co widoczne jest na zdjęciach :D   Muszę się pogodzić z tym, że natura nie obdarzyła mnie pięknymi, pełnymi ustami. Za to mam świetne oczy :D 

 

Do makijażu ust użyłam dwóch produktów. Najpierw wypełniłam je konturówką Kobo Professional Long Lasting Lip Liner108 Sensual Purple a następnie dodałam odrobinę błysku dzięki Kobo Professional Long Lasting Glass Shine 218 Forest Fruits. Kontur ust wyrównałam korektorem L'oreal True Match Concealer 01 Ivory, poraz pierwszy coś takiego robiłam. Mocne usta miały się wybić na pierwszy plan, zatem oczy tylko lekko podkreśliłam. Na całą powiekę nałożyłam cień do powiek Kobo Professional Fashion Eye Shadow 215 True Beige - dzięki niemu oko zostało rozświetlone. Kreski wykonałam Maybelline Lasting Drama Gel Liner Black Chrome - połyskująca czerń świetnie się tutaj nadała. Rzęsy wytuszowałam moim ulubieńcem, czyli L'oreal Volume Million Lashes Feline


Od kiedy zafarbowałam włosy na blond, miałam problem z podkreślaniem brwi. Mam ciemną oprawę oczu mimo, że jestem naturalną blondynką. Do póki moje włosy były czarne, mogłam sobie pozwolić na grafitowe brwi. Jednak teraz mi nie pasowały. Musiałam sięgnąć po inne odcienie. Przydały się do tego cienie do brwi Kobo Professional Eyebrow Colour. Do tej pory były dla mnie za jasne i za ciepłe, natomiast teraz pasują idealnie. Użyłam dwóch najjaśniejszych odcieni: 301 Light oraz 302 Ash. 

 

Do makijażu twarzy użyłam sprawdzonych kosmetyków, po które sięgam codziennie, czyli podkład Revlon Colorstay 150 oraz 320; L'oreal True Match Concealer 01 Ivory, My Secret Matt Fixing Powder, Kobo Professional Matt Bronzing & Contouring Powder #311 Nubian Desert oraz róż Kobo Professional  Matte Blusher 201Apricot, którego standardowo na zdjęciach nie widać.




Mam nadzieję, że mój makijaż przypadł Wam do gustu. I teraz pytanie do Was :) Na jaki kolor malujecie usta jesienią?

Pozdrawiam :)




Moja radykalna metamorfoza włosów z Olaplex!

$
0
0

Jak byłam mała, miałam bardzo jasne blond włosy. Z czasem one zaczęły ciemnieć i z pięknego złotego koloru zmieniły się w tzw 'mysi', czyli ni to brąz, ni to blond. Aby czuć się dobrze, już w liceum zaczęłam swoją przygodę z koloryzacją. Zaczęło się od wody utlenionej, która pod wpływem słońca miała rozjaśnić moje włosy. Efektów zbytnio nie było, więc sięgnęłam po szamponetki. Tu już było radykalnie, bo zaczęłam eksperymentować z rudościami i ciemnymi brązami. Niestety kolor nie wypłukiwał się, tak jak obiecywał producent, więc długo chodziłam w 'spranych' włosach.  Postanowiłam zafarbować włosy na czarno, wybrałam trwałą farbą. Miałam wtedy 18 lat i decyzja została podjęta z różnych względów. Od tamtej pory, czyli przez prawie 15 lat co 1-1,5 miesiąca zamykałam się w łazience na kilka godzin, aby doprowadzić kolor na włosach do porządku. Wybierałam przede wszystkim farby trwałe, które nie cieszą się zbyt dobrą opinią w internetach. 

 


Przełom przyszedł kilka lat temu. Zaczęłam myśleć o zmianie koloru włosów. Miałam już dość czerni, okres młodzieńczego buntu dawno był za mną. Jednak czerni nie jest tak łatwo się pozbyć. Bałam się, że po rozjaśnianiu moje włosy będą bardzo zniszczone:  przesuszone, łamliwe, popalone. Bo w salonach fryzjerskich proponowano mi tylko taką metodę i najlepiej żeby było to powtórzone z trzy razy. A w swojej włosowej historii miałam już epizod z rozjaśniaczem i wiedziałam co się stanie. Pięć lat temu wymyśliłam sobie, że zafarbuję końcówki na czerwono. To co otrzymałam mnie przeraziło. Bardzo szybko w ruch poszły nożyczki, aby popalone włosy ściąć. Aby zejść z czerni także próbowałam zapuszczać włosy, nie farbować ich i w odpowiednim momencie ściąć na krótko. Kończyło się to zazwyczaj tak, że po wyhodowaniu 10cm odrostu żal mi było długości i żeby 'wyglądać', z powrotem farbowałam się na czarno. I tak w kółko...


Jednak tym razem było inaczej.  Odrost był już dość duży, ja się źle czułam i nie akceptowałam swojego 'dziwacznego' wyglądu.  Postanowiłam zapytać na Facebooku, co dalej robić z moimi włosami. Wtedy dziewczyny napisały, aby spróbowała zejść z koloru z pomocą Olaplex. O tym preparacie już słyszałam, coś tam czytałam, przewinęła mi się także metamorfoza Kim Kardashian. Zaczęłam zgłębiać temat. Początkowo odrzuciłam pomysł, bo jednak to co nowe zazwyczaj jest drogie. Taniej by mnie wyniosło kupienie czarnej farby i nic nie kombinowanie. Mimo wszystko przeglądałam ofertę różnych salonów fryzjerskich i znalazłam jedynego w moim mieście rodzynka, który oferował usługi z Olaplex. Następnego dnia po pracy byłam w salonie, aby porozmawiać z fryzjerką, która rekomendowała Olaplex swoimi włosami - zeszła z ciemnego brązu na jasny blond w ciągu kilku godzin bez zniszczonych włosów. Podjęłam decyzję - pozbywam się czerni.


Do umówionej wizyty miałam tydzień, więc mogłam jeszcze poszukać informacji o preparacie. 
System pielęgnacji włosów OLAPLEX stosuje w trakcie zabiegu koloryzacji w salonie.
Został on stworzony, aby replikować i regenerować mostki dwusiarczkowe włosów, które ulegają zniszczeniu lub zerwaniu w trakcie zabiegów chemicznych takich jak koloryzacja, rozjaśnianie, działanie wysokiej temperatury czy też poprzez uszkodzenia mechaniczne. Dzięki unikalnej, opatentowanej formule, Olaplex odbudowuje zerwane mostki dwusiarczkowe włosów sprawia, że są one zregenerowane, miękkie, gładkie i idealnie błyszczące już po jednym zabiegu. System Olaplex umożliwia radykalną zmianę koloru włosów pozostawiając je w idealnej kondycji. 
W skład Systemu Olaplex pielęgnującego włosy wchodzą:
OLAPLEX BOND MULTIPLIER– dodany do dowolnego produktu do koloryzacji włosów: farby, pudru czy kremu rozjaśniającego rekonstruuje uszkodzone lub zerwane wiązania włosów i zapobiega ich dalszym uszkodzeniom.
OLAPLEX BOND PERFECTOR No.2– nie jest odżywką, aktywatorem ani neutralizatorem, ale utrwalaczem wiązań siarczkowych - wzmacnia działanie MULTIPLIERA. Wykorzystano w nim ten sam składnik aktywny, co w Bond Multiplier No.1 i jest on stosowany dla połączenia pozostałych mostków dwusiarczkowych przed i po zabiegach chemicznych. Przywraca włosom siłę, strukturę i integralność.
OLAPLEX No.3 HAIR PERFECTOR– jest to część systemu Olaplex przeznaczona do stosowania w domu. Zawiera ten sam składnik aktywny co Bond Multiplier No.1 i Bond Perfector. Umożliwia regenerację i utrzymanie silnych, zdrowych włosów między zabiegami, ponieważ kontynuuje utrzymywanie wiązań we włosach. [źródło: http://artofbeauty.com.pl]

Zdjęcie przed dekoloryzacją. Widać jak prezentowały się moje włosy. Odrost, brązowa farba i czeeeeerń.

Jak to wyglądało u mnie? O umówionej godzinie przyszłam do salonu. Uzgodniłyśmy z fryzjerką, że chcę zejść z koloru, więc nałożyła mi na czarne odrosty rozjaśniacz 9% wymieszany w  Olaplex No.1. Dzięki niemu podczas tak inwazyjnego zabiegu moje włosy nie uległy zniszczeniu, zostały zabezpieczone. Po około godzinie preparat został zmyty. Ukazał mi się rudawy kolor włosów.


Włosy nie wglądały na zniszczone. Były matowe, tępe w dotyku, ale nie szorstkie, natomiast ich kondycja wydawała się niezmieniona. Rozjaśniacz zmieszany z Olaplex No.1 został ponownie nałożony na odrosty, ponieważ czerń tak wniknęła w strukturę włosa, że nie chciała puścić. Po kilkudziesięciu minutach ten sam preparat został rozprowadzony na włosy u nasady. Z rozjaśniaczem na głowie siedziałam prawie dwie godziny. Strasznie się bałam, że nawet po tak długim czasie Olaplex ich nie ochroni. Jednak moje obawy były niepotrzebne, ponieważ włosy bardzo dobrze się prezentowały!

po lewej: włosy po pierwszym etapie rozjaśniania. Brak zniszczeń.  po prawej: nałożona farba.



Nadszedł czas na nałożenie farby. Miałam ochotę na jasny, chłodny blond, ponieważ mam chłodną karnację i w ciepłych kolorach nie czuję się najlepiej. Jednak nie do końca mogło to być osiągnięte. Niestety czarna farba  nie poddała się rozjaśniaczowi, przez co końcówki włosów były ciemniejsze. Musiałabym jeszcze posiedzieć z rozjaśniaczem, ale niestety nie miałam zbyt wiele na to czasu. Poza tym, takie bezczynne siedzenie strasznie mnie męczy. Farba (nie wiem jakiej konkretnie firmy, ale z tych profesjonalnych) została wymieszana z Olaplex No.1 aby nadal pozytywnie działać na moich włosach. Już wtedy widok w lustrze był dla mnie szokiem - nagle zrobiło się jaśniej ;) 

Po zmyciu farby fryzjerka nałożyła mi Olaplex No.2 aby pozamykać wszystkie łuski. Po dwudziestu minutach moje włosy były niesamowicie miękkie, gładkie, nie mogłam od nich oderwać rąk, ciągle się głaskałam, bo nie mogłam uwierzyć, że włos może być w tak perfekcyjnym stanie.

Zdjęcie włosów robione zaraz po przyjściu do domu. Było już późno, bo ok 18, więc odcień koloru odrobinę się różni. Ważna jest natomiast kondycja włosów. Prezentują się pięknie :)


Po podcięciu i wysuszeniu włosów zobaczyłam moje włosy w całej okazałości. U nasady włosów, czyli tam, gdzie nie było wcześniej czarnej farby, kolor jest jasny, chłodny. Niestety końcówki okazały się oporne i przyjęły ciemno-piaskowy kolor.Fryzjerka zaproponowała, że nałoży odrobinę ciemniejszy chłodny kolor, który złapie te ciemniejsze końcówki, jednak byłam głodna, zmęczona (od razu po pracy przyszłam do niej) i umówiłyśmy się za dwa dni. Przez ten czas zastanawiałam się, czy ochładzać kolor, jednak zrezygnowałam. Dążę do jaśniejszego blondu, więc w listopadzie przejdę kolejne rozjaśnianie ;)

weselna fryzurka :)
Kondycja włosów bardzo mnie zaskoczyła. Tak jak wcześniej pisałam, były one błyszczące, miękkie, gładkie, elastyczne. Świetnie się układały. Przed tymi całymi zabiegami nie wyglądały ładnie, raczej były poplątane, przesuszone. Teraz wyglądały pięknie.  I nadal tak jest!. Aby dłużej utrzymać ten efekt, można używać Olaplex No.3, który kupuje się u fryzjera. Ja z tego zrezygnowałam, bo i tak planuję kolejną wizytę. Zaleceniem po stosowaniu Olaplex jest używanie łagodnych szamponów i odżywek - bez chemii, SLS, parabenów itp. I tego się trzymam. Warto też wspomnieć że zabieg Olaplexem można stosować bez koloryzacji. Wtedy jest o wiele tańszy.

Przed i po :) Po lewej zdjęcie robione przed samym wyjściem do fryzjera. po prawej: zdjęcie wykonane tydzień po wizycie, dzień po myciu :) Nie wiem skąd się wziął ten lekki skręt włosów, mam je proste jak drut :) Włosy są podcięte na prosto, do zdjęcia przechyliłam głowę, stąd te nierówności.

No właśnie. Pewnie się zastanawiacie, ile kosztuje taka usługa. Ja zapłaciłam 280zł. W tej cenie miałam ściąganie koloru, nałożenie koloru, Olaplex, podcięcie końcówek, modelowanie i ewentualną poprawę koloru, na którą ostatecznie się nie zdecydowałam. Myślę, że cena jest niska w porównaniu z większymi miastami. Moja znajoma we Wrocławiu za dekoloryzację - zejście z czerni do ciemnego brązu, zapłaciła 400zł. Poza tym, gdybym się zdecydowała na zmianę koloru w standardowy sposób, to trzy spotkania po ok 150zł razem by mi dało 450zł plus w bonusie całkowicie zniszczone włosy. W ogóle nie żałuję swojego kroku i polecam zabiegi z Olaplexem wszystkim moim znajomym. 


Zdjęcia wykonywane tego samego dnia, po lewej z lampą, po prawej bez lampy.


Do nowego koloru nadal się przyzwyczajam. Tęsknię za moją czernią, w końcu nosiłam ją prawie 15 lat. Jednak dobrze się czuję w blondzie. Latka lecą, jestem już po trzydziestce, więc ten kolor mnie odmładza. A poza tym będę bogata! Wiele osób mnie nie poznaje;) I każda spotkana osoba twierdzi, że wyglądam lepiej. To oznacza, że zmiana koloru wyszła mi na plus.

Co dalej? Tak jak wcześniej pisałam planuję w listopadzie ponowne rozjaśnienie włosów. Wtedy powinnam uzyskać jaśniejszy kolor, przede wszystkim na końcówkach. Zastanawiam się nad platynowym bądź szampańskim blondem. Też ciągnie mnie do ombre, odrost będę miała ciemniejszy, więc wtedy by się zgubił. Jeszcze mam czas, aby przemyśleć tę sprawę. 

czerń czy lekko rudawy blond? :)

Jeżeli zastanawiacie się nad radykalną zmianą koloru, to polecam Wam Olaplex. Wiem, że opinie są różne, jednak większość z nich jest pozytywna. Poza tym, wszystko zależy także od kondycji włosów. Jeżeli ktoś ma je w dobrym stanie, to zbytniej różnicy nie zauważy, a przede wszystkim farbowaniem czy rozjaśnianiem ich nie zniszczy. Natomiast jeżeli macie bardzo zniszczone włosy, to jedna sesja może nie być wystarczająca. Ale na pewno przy radykalnych zabiegach ich stan się nie pogorszy.


Jak Wam się podobam w nowej odsłonie? ;) Macie jakieś rady dla blondynek?


Pozdrawiam :)



Podsumowanie września + Najczęściej czytane - TOP3 WRZESIEŃ

$
0
0

Już październik? Kiedy ten czas tak szybko zleciał? Te pierwsze dni miesiąca gdzieś mi się zagubiły... Dopiero dzisiaj mam chwilę czasu, a to już połowa kolejnego tygodnia. Ktoś zna sposób, aby wydłużyć dobę o kilka godzin?


Jako że wrzesień już za nami, wypadałoby zrobić podsumowanie miesiąca. Zanim przejdę do zestawienia trzech najbardziej poczytnych postów, to pokażę Wam zdjęcia z piątku - w ramach pracy udałam się na wycieczkę do Wrocławskiego ZOO. Ostatni raz tam byłam w szkole podstawowej, więc około 20 lat temu. Dużo się zmieniło. Pogoda dopisała, więc i kilka ciekawych zdjęć wyszło. Chcecie zobaczyć?

 
 
 
 
 

A co ciekawego było na blogu?




1. Moja radykalna metamorfoza włosów z Olaplex!    Tak, jestem blondynką! Jeżeli jesteście ciekawe, jak do tego doszło, to zapraszam do czytania i oglądania mojej metamorfozy :)










2. Efekt miliona rzęs, czyli L'oreal Volume Million Lashes Feline   Ten tusz podbił moje serce i stał się Ulubieńcem Roku. Ostatnio sięgnęłam po rozchwytywany So Couture i Feline bije go o głowę. Przytajcie dlaczego.





3. Czy warto zainwestować w Beautyblender?   Nie wyobrażam sobie wykonywania makijażu bez gąbeczki BB. Być może część z Was uważa, że to zbędny wydatek, jednak ja kupuję go regularnie. Warto.










Przy okazji przypominam Wam o konkursie, w którym można wygrać fenomenalny samoopalacz w piance Vita Liberata. Czas na zgłoszenia mija 8.10. KLIK


http://storybyferrou.blogspot.com/2015/09/zatrzymac-lato-konkurs-do-wygrania.html
Pozdrawiam :)


Vita Liberata Fabolous Self Tan Mousse Medium oraz Tanning Mitt + WYNIKI KONKURSU

$
0
0
Lato już za nami, dni są coraz krótsze, o wygrzewaniu się na słoneczku możemy zapomnieć. Chyba że planujecie wyjazd do ciepłych krajów. Z miłą chęcią bym gdzieś wyjechała, jestem zodiakalnym Lwem i jesienna czy zimowa pogoda nie jest dla mnie. Szybko marznę, metabolizm spowalnia i z miłą chęcią opatuliłabym się w ciepły koc i zapadła w sen zimowy. Ale tak dobrze nie jest i nie będzie. Nadchodzące zimne dni trzeba jakoś przetrzymać. 



W tym roku moja skóra nie nabrała kolorów. Uwielbiam słońce, jednak stosuję bardzo wysokie filtry. A to z dwóch powodów. Po pierwsze opalam się na tzw buraka, czyli bardzo szybko następuje poparzenie skóry. Drugim powodem jest czerniak. Wiem jak wygląda z nim walka i chcę jak najlepiej zapobiec tej chorobie. W związku z tym, jak co roku wyglądam jak córka młynarza. Zdrowa, brązowa opalenizna bardzo mi się podoba, jednak musiałabym wybrać solarium albo stosować samoopalacz. Pierwsza opcja nie wchodzi w grę, z wyżej wymienionych powodów. Natomiast przygody z samoopalaczami u mnie zawsze kończyły się źle - kolor wychodził pomarańczowy, pełno było zacieków, przebarwień np na dłoniach, które ciężko było zmyć i przede wszystkim śmierdziały. Dlatego też nie rozglądałam się za nowościami, bo pewnie technologia i formuły tych produktów zostały zmienione. Pogodziłam się z tym, że moja cera nie będzie nosiła "pocałunku słońca". Jednak moje myślenie zrewolucjonowała pianka samoopalająca Vita Liberata Fabolous Self Tan Mousse Medium oraz Tanning Mitt Rękawica do aplikacji produktów do opalania. Ostrzegam! W tym kosmetyku można się zakochać :)



Vita Liberata Fabolous Self Tan Mousse Medium to samoopalacz w piance, który zamknięty jest w wygodne plastikowe opakowanie. Grafika jest w biało - brązowej grafice, odbiega od słonecznych barw, które można zaobserwować przy klasycznych samoopalaczach. Użyta w produkcie technologia Moisture Locking System sprawia, że silnie nawilża skórę, natomiast dzięki Odour Remove przy aplikacji nie towarzyszy brzydki zapach. I tak jest w rzeczywistości. Piankę nakładam na suchą skórę, najlepiej po peelingu i odtłuszczoną, nie można stosować wcześniej balsamów, aby kolor dobrze się rozłożył. Po całej aplikacji czuć, że skóra jest świetnie nawilżona. Do nakładania preparatu używam specjalnej rękawicy Tanning Mitt. Kilka pompek umieszczam na jasnobeżowej stronie (delikatna gąbka) i kolistymi ruchami wmasowuję w ciało. Po chwili mam na skórze piękną i przede wszystkim naturalną opaleniznę. Kolor Medium bardzo dobrze się sprawuje na takich jasnych karnacjach jak moja. Po kilku godzinach należy preparat spłukać. U osób z jasną skórą należy trzymać preparat odrobinę dłużej, choć ja go zmyłam już po czterech godzinach. Byłam ciekawa co zostanie z koloru i  czy nie wyjdzie zbyt ciemny.



Obawiałam się, że podczas czekania na zmycie wszystko będę naokoło brudzić - krzesła, koce i przede wszystkim ciuchy. Przygotowałam się na taki wypadek: porozkładałam na łóżku stare ręczniki, ubrałam już znoszone ciuchy. Niepotrzebnie. Pianka bardzo szybko wchłonęła się w skórę i mogłam bezproblemowo zająć się swoimi sprawami. Podczas pierwszego prysznica woda jest trochę zabarwiona, a opalenizna utrzymała się około 5 dni. Dobrze jest po kilku dniach po pierwszej aplikacji ją powtórzyć, aby kolor był intensywniejszy i przede wszystkim trwalszy. 

Poniżej pokazuję jak samoopalacz u mnie się spisał. Jest to efekt, który uzyskałam po 4h trzymania preparatu na skórze. Nałożyłam go jedynie na prawą nogę. W cieniu nie widać aż tak dużej różnicy w kolorycie, jednak w słońcu skóra prezentuje się znakomicie. Uzyskałam piękny słoneczny kolor.


Wydawałoby się, że taki kosmetyk nie ma zbyt ciekawego składu. I tutaj zostałam mile zaskoczona. Kosmetyki Vita Liberata pozbawione są  parabenów czy alkoholu, 80 % składników jest pochodzenia organicznego! W składzie można znaleźć ekstrakt z aloesu, melona, miłorzębu japońskiego czy liczi. Same dobrocie. Dzięki temu jest on łagodny dla skóry, nie podrażnił jej. 


Duet Fabolous Self Tan Mousse Medium oraz Tanning Mitt można zakupić jedynie w Sephorze. Cena może nie należy do przyjemnych, jednak spodziewałam się wyższej za tak znakomity produkt. Pianka kosztuje 109zł, natomiast rękawica 29zł. Myślę, że będziecie z niego zadowolone. Raczej nie będę używała go na codzień, zimą nie pokazuję nóg. Jednak jeżeli wiosną będę potrzebowała zdrowej opalenizny, to Vita Liberata będzie najlepszym wyborem.


Dwa tygodnie temu ogłosiłam konkurs, w którym można było wygrać zestaw Vita LiberataFabolous Self Tan Mousse Medium oraz Tanning Mitt.  Należało odpowiedzieć na pytanie: Jaka innowacyjna technologia została zastosowana w produktach Vita Liberata?  Poprawna odpowiedź to Moisture Locking System oraz Odour Remove. Poproszę JASMINE VISE o adres do wysyłki! Gratuluję!

Pozdrawiam :)





Autumn Glamour

$
0
0
Lubię jesień za to, że można poszaleć z kolorami, tymi mocniejszymi i ciemniejszymi. Tęcza na oku nie współgra z pogodą, która jest za oknem. Natomiast na przykład granatowy smoky eyes z bordowymi ustami nie jest dla nikogo zaskoczeniem.Na dzisiejszy makijaż wybrałam przede wszystkim zielenie. Postanowiłam sięgnąć po nowe duochromowe cienie MakeupGeek. Nie namyślając się zbyt długo, przemieszałam kilka kolorów i wyszło ciemnie, ale też z błyskiem. Duochromy zawsze lubiłam - za pomocą jednego cienia można wyczarować świetne i niepowtarzalne makijaże. W zależności od intensywności oraz kąta padania światła cienie inaczej się prezentują. Niestety za pomocą zdjęć trudno ukazać tę cechę, ale mam nadzieję, że w miarę jest to widoczne.




Użyte kosmetyki:
  • Foundation Revlon Colorstay #150 Buff mixed with  Revlon Colorstay #320 True Beige
  • L'Oreal True Match Concealer 01 Ivory.
  • Kryolan  Dermacolor Fixing Powder  #P1
  • Kobo Professional Matt Bronzing & Contouring Powder #311 Nubian Desert
  • Kobo Professional  Matte Blusher 202 Terra Cota
  • Urban Decay Eyeshadow Primer Potion Original
  • Urban Decay Smoked Eyeshadow Palette: Kinky
  • Makeup Geek Duochrome Eyeshadows: Karma, Voltage, Secret Garden, Steampunk, Typhon,
  • My Secret Waterproof Eyeliner Brown
  • My Secret Eyeshadow Stick I Love My Style: Shimmer Bronze
  • L'Oreal Volume Million Lashes So Couture
  • Kiko Velvet Mat - Satin Lipstick  602 Natural Rose
 
 
 

Przepraszam za rzęsy, niestety ostatnio bardzo mi się przerzedziły, następuje ich wymiana. Muszę odczekać kilka tygodni, aby wszystko wróciło do normy.

W najbliższym czasie planuję Wam pokazać wszystkie Duochromy z MakeupGeek. Zobaczycie jak się pięknie prezentują na swatchach oraz zapoznam Was z moją opinią na ich temat.


Pytanie do Was: Po jakie kolory sięgacie jesienią? 

Pozdrawiam :)





Odżywczy szampon i odżywcza maska do włosów cienkich i zniszczonych z wyciągiem z owsa BJOBJ

$
0
0

Targają mną skrajne emocje. W ostatnim czasie dużo się działo u mnie na głowie. Radykalnie zmieniłam kolor włosów i wciąż o nie dbam. Nakładam różne odżywki, maski, oleje, aby po zabiegu Olaplex jeszcze bardziej je wzmocnić i odżywić. Jednakże zauważyłam, że końcówki mi się zaczęły rozdwajać i niektóre włoski się łamią, co wcześniej nie miało miejsca. Poza tym, podcinałam je miesiąc temu. Niestety moje włosy są tak delikatne, że nawet Olaplex nie uchronił ich przed wyniszczającym działaniem rozjaśniacza. A co by było, gdybym nie zdecydowała się na tę kurację? Pewnie byłabym łysa!

 


Pewnie zastanawiacie się po co taki wstęp. Mam zamiar przedstawić Wam opinię na temat zestawu Bjobj: odżywczy szampon i odżywcza maska do włosów cienkich i zniszczonych z wyciągiem z owsa, ale musicie być świadome jakie kuracje przechodziłam i jakie są moje włosy. Bo na to jak one teraz wyglądają ma wpływ wiele czynników i wiele preparatów, które do tej pory trafiły na moją głowę. Długo się zastanawiałam, czy zdecydować się na ten opis, czy nie będzie on przekłamany. Jednak zdecydowałam się na to, ponieważ owe kosmetyki są na wykończeniu, więc jest to ostatni dzwonek, aby to zrobić. Proszę, weźcie pod uwagę fakt, że dużo dobrego zrobił Olaplex i wygląd moich włosów zawdzięczam przede wszystkim temu preparatowi (choć nie ochronił tych nieszczęsnych końcówek włosów). Oczywiście duet stosowałam także przed dekoloryzacja, więc mogłam zauważyć ewentualne zmiany.

Produkty Bjobj mają naturalne składy, posiadają odpowiednie certyfikaty gwarantujące, że składniki pochodzą z ekologicznych upraw. A takie produkty moje włosy bardzo lubią. W szamponie i masce można znaleźć: ekstrakt z owsa, który nawilża i koi skórę głowy, łagodzi podrażnienia, odżywia, wzmacnia strukturę włosów i powoduje, że stają się bardziej elastyczne i lśniące; ekstrakt z pokrzywy  bogaty w sole mineralne, witaminy (C, B2, B5), flawonoidy, kwas linolowy i kwas alfa-linolenowy; wpływa na prawidłowy stan skóry, włosów i paznokci; polecana przy łojotokowym zapaleniu skóry głowy, łupieżu, zapobiega łysieniu, regeneruje naskórek. Olejek Jojoba  jest jedną z najcenniejszych substancji w kosmetyce.  Suchym z natury i przesuszonym zbyt dużą ilością zabiegów chemicznych włosom nadaje sprężystość, miękkość i blask, włosom przetłuszczającym się – zapewnia właściwe oczyszczenie, działa także bakteriostatyczne i łagodzi podrażnienia skóry głowy. Olejek ze słodkich migdałów jako składnik maski pomaga zregenerować suche, zniszczone i łamliwe włosy. Odżywia, nawilża, dodaje im blasku i witalności. Zawiera szereg naturalnych substancji odżywczych, takich jak proteiny, sole mineralne oraz witaminy A, E, D i z grupy B. Witaminy A i E zaliczane są do „witamin młodości”. Olejek z nasion makadamia jest doskonały do włosów zniszczonych, doskonale je nawilża i wzmacnia, w porównaniu z innymi olejami w niewielkim stopniu przetłuszcza włosy i skórę głowy.  Zawiera magnez, wapń, fosfor, i selen oraz witaminy E, B1, B5, B6 oraz niacyny i kwasu foliowego. Inulina jest roślinnym polisacharydem posiadającym właściwości prebiotyczne. Skutecznie wzmacnia florę bakteryjną skóry przy jednoczesnym zahamowaniu wzrostu patogenów. Inulina uzyskiwana jest przez ekstrakcję gorącą wodą korzeni cykorii podróżnika (Cichorium intybus L.). Jest to innowacyjny składnik, bardzo przyjazny skórze, działa łagodząco i nawilżająco. Nadaje włosom puszystość i blask.


Opakowanie szamponu jest bardzo poręczne, nie zajmuje dużo miejsca w łazience, nie wyślizguje się z mokrych rąk. Kosmetyk ma konsystencję dość rzadką, co akurat mi nie pasuje, ponieważ nie zachowując ostrożności może się wylać z dłoni. Jest za to bardzo wydajny i wystarczy na wiele aplikacji. Bardzo dobrze się pieni, co jest nie często spotykane w naturalnych szamponach. Zapach ma specyficzny, ziołowy, mi się podoba, natomiast mój małżonek nie potrafił go znieść. Najwidoczniej jest bardziej wyczulony na takie zapachy. Natomiast włosy po umyciu są dobrze oczyszczone, puszyste i odbite od skóry. I co najważniejsze widoczna jest poprawa kondycji włosa. 


W poście o Olaplex pokazywałam Wam zdjęcie włosów przed dekoloryzacją, które wcale zbyt ładnie nie wyglądały, a wtedy już używałam duetu Bjobj. Uwierzcie, ale przed sięgnięciem po te kosmetyki moje włosy prezentowały się jeszcze gorzej. Mam duży zapas szamponów drogeryjnych i niestety wpadłam na pomysł, aby je zużywać. Strasznie to wyniszczyło moje i tak słabe włosy. Szampon Bjobj zaczął je regenerować, w ciągu kilku tygodni wykonał naprawdę dobrą robotę. Co więcej sprawił, że nie przetłuszczały się tak bardzo jak wcześniej i się nie puszyły. Pojedyncze włoski nie odstawały, były przygładzone, nie podrażnił skóry głowy.  Po zmianie koloru włosów utrzymał efekt uzyskany kuracją, stan ich się nie pogorszył.


Maska do włosów jest w plastikowej tubce. Ma identyczny zapach jak szampon. Substancja jest bardzo gęsta, mi przypomina masę do ciast. Początkowo byłam strasznie niezadowolona z tej odżywki. Moje włosy wcale dobrze się nie prezentowały. Były bardzo splątane, skołtunione, nie mogłam ich rozczesać. Jasne jest, że naturalny skład w dużej mierze wspomógł działanie szamponu, bo cały zestaw dobrze wpłynął na kondycję moich włosów, jednak nie sięgałam po niego zbyt często. Myślałam, że wystawię mu złą opinię, ale coś mnie tknęło i przeczytałam instrukcje na stronie sklepu. Powinnam zrobić to już na samym początku, ponieważ po prostu tę maskę źle stosowałam. Należy ją nakładać na suche włosy przed myciem szamponem, natomiast ja ją stosowałam na już mokre po szamponie. Po zmianie w aplikacji dostrzegłam znaczącą różnicę - moje włosy już się nie plątały, były dobrze wygładzone. I mogłam także sięgać po moją ulubioną nawilżającą odżywkę (o której kiedyś Wam napiszę).  


Podsumowując, zestaw Bjobj dobrze wpłynął na moje włosy, uratował mnie przed zniszczeniami spowodowanymi drogeryjnymi szamponami... Pewnie gdyby mógł dłużej sam podziałać, to efekt byłby bardziej widoczny, jednak Olaplex fenomenalnie poprawił kondycję włosów, co raczej po krótkim czasie nie osiągnęłabym po zastosowaniu produktów Bjobj. Jednak szampon i odżywkę polecam do zniszczonych włosów, bo dobrze je odżywia i oczyszcza. Kosmetyki Bjobj można zakupić min w sklepie http://www.biobeauty.pl


Pozdrawiam :)
 



Wieczorowo - randkowo :)

$
0
0

W piątek byłam na randce! Z małżonkiem :) Nasze wspólne wyjście nie mogło być zbyt długie, bo nasz mały szkrab się pochorował. Mimo wszystko postanowiłam się "odpicować".  W końcu świętowaliśmy 6 Rocznicę Ślubu!




Nie chciałam szaleć z kolorami, więc wybrałam bezpieczne brązy i szarości. Sięgnęłam po przyjemną paletkę do cieni My Secret Natural Beauty Smokey Nudes, którą Wam szczerze polecam. Jeżeli lubicie takie zestawienie kolorów, to będziecie zadowolone. Ja jestem i to bardzo. 


Paletka składa się z czterech kolorów: jasnego metalicznego chłodnego brązu, który znalazł się u mnie w wewnętrznej części powieki, ciepłego średniego brązu - dobrze się spisał w załamaniu powieki, lekko świetlistego brązowo-szarego cienia, dzięki któremu mogłam rozetrzeć kolory między sobą oraz smolistej matowej czerni, która ma świetną pigmentację. Cienie bardzo dobrze mi się nakładało i dobrze rozcierało. Bez zarzutu trzymały się powieki do końca dnia. Lekko się osypują, co może być minusem, ale mi to nie sprawia problemu. To już kolejna paletka z tej serii, z której jestem zadowolona. I chyba najbardziej jest taka moja. Uwielbiam ciemniejsze makijaże, a takie dymki wręcz ubóstwiam. Najlepiej się w nich czuję. Oczywiście za pomocą tych kolorów można wykonać jeszcze ciemniejszy makijaż - wystarczy użyć więcej czerni. Delikatne podkreślenie oczu także jest możliwe: pierwszy jasny cień na powiece pięknie wygląda solo. Jeżeli macie blisko do Drogerie Natura to przyjrzyjcie się jej. I co w tym wszystkim jest najlepsze - niewiele kosztuje: niecałe 14zł. 


Rozświetlenie kącików wewnętrznych oraz obszaru pod łukiem brwiowym zawdzięczam rozświetlaczowi w kredce  My Secret I love My Style Highlighter Natural. Jest ona przyjemnie miękka i łatwo jest ją dodatkowo rozetrzeć, aby uzyskać subtelniejszy efekt. Ma w sobie delikatne drobinki brokatu, przez co może być zbyt wyrazista na codzień ( przynajmniej pod brwiami), jednak miał to być makijaż wieczorowy, więc mogłam sobie na to pozwolić. Wzdłuż linii rzęs narysowałam kreskę za pomocą czarnego linera w mazaku My Secret Waterproof Eyeliner. Bardzo go lubię i jest to kolejny mój egzemplarz. Warto wspomnieć, że firma rozszerzyła ofertę kolorystyczną i w szafach My Secret można znaleźć także kolor brązowy i granatowy. Aby pogłębić spojrzenie sięgnęłam po kępki rzęs. Dla mnie łatwiej się je przykleja innym niż sobie. Chwilę się namęczyłam a i tak zbyt prosto nie wyszło. Użyłam kępek Deni Carte oraz Ardell. Mocowałam je oczywiście na klej Duo z Inglota. Dla mnie jest on niezawodny. Całość wytuszowałam maskarą Loreal Volume Million Lashes So Couture.



Na twarzy jest standardowy, niezawodny zestaw, czyli Revlon Colorstay 150 oraz 320; L'oreal True Match Concealer 01 Ivory, My Secret Matt Fixing Powder, Kobo Professional Matt Bronzing & Contouring Powder #311 Nubian Desert oraz róż Kobo Professional  Matte Blusher 201Apricot. Brwi podkreśliłam Kobo Professional Eyebrow Colour302 Ash, natomiast na ustach znajduje się Kobo Professional Fashion Color Shine & Care Lipstick 202 Natural.


 

Dobrze się czułam w tym makijażu i gdyby nie ograniczenia czasowe, to każdego ranka mogłabym się tak malować. A tak muszę się zadowolić tylko weekendami, choć też nie zawsze mam czas i przede wszystkim chęci. Zazwyczaj leniuchuję, nigdzie nie wychodzę, a do tego makijaż nie jest potrzebny.


Jestem ciekawa Waszego zdania na temat takiego makijażu :) Podoba się? A co sądzicie o paletkach My Secret? Która należy do Waszych ulubieńców?

Pozdrawiam :)





Sweet Day :)

$
0
0

Po ostatnich ciemniejszych i stonowanych makijażach, sięgnęłam po kolor, który można u mnie spotkać bardzo rzadko. Nie przepadam za różem i wszystkimi jego odcieniami. Więc co mnie tknęło, że dzisiaj pokazuję Wam słodki makijaż? Nowe cienie MakeupGeek mnie tak oczarowały, że musiałam zobaczyć jak się prezentują na oku. 

 


Na całą powiekę nałożyłam piękny Blacklight, róż opalizujący na niebiesko. Już on sam w sobie robi za cały makijaż. Jednak lubię mieć przyciemnione kąciki, więc wzdłuż wewnętrznej linii rzęs namalowałam kredką ciemną kreskę, a następnie roztarłam ją pięknym foliowym cieniem Masquerade. Wewnętrzną część powieki rozjaśniłam białoróżowym duochromem Phantom, który idealnie połączył się z wcześniej nałożonym Blacklight. Podobnie podkreśliłam dolną powiekę. Na koniec wytuszowałam rzęsy. Niestety mam je przerzedzone i dwie warstwy tuszu zrobiły z nich masakrę. Mam nadzieję, że to  nie będzie Wam przeszkadzać w odbiorze makijażu.



Pełna lista kosmetyków:
  • Urban Decay Eyeshadow Primer Potion Original
  • Urban Decay Smoked Eyeshadow Palette: Kinky
  • Makeup Geek Duochrome Eyeshadows: Blacklight, Phantom,
  • Makeup Geek Foiled Eyeshadow: Masquerade
  • Makeup Geek Pressed Eyeshadow: Ice Queen
  • Deni Carte Black Pencil
  • Deni Carte Beige Pencil
  • Kobo Professional Eyebrow Colour 302 Ash
  • L'Oreal Volume Million Lashes So Couture



 Starałam się jak najlepiej ukazać niejednoznaczny efekt duochromów, można zauważyć jak się mienią, choć w rzeczywistości jest to bardziej widoczne. Niestety nie mam zdjęć całej buzi, ponieważ wyglądałam wtedy niezbyt korzystnie. Oszczędzę Wam tego widoku :)

A Wy lubicie różowe cienie?

Pozdrawiam :)






Makeup Geek Duochrome Eyeshadow - zdjęcia, swatche

$
0
0

Ostatnio pokazałam Wam dwa makijaże wykonane nowymi cieniami Makeup Geek i obiecałam Wam, że pokażę jak wszystkie się prezentują na swatchach. Posiadam 12 kolorów i powiem Wam jedno: UWIELBIAM! Duochromy, nieważne z jakiej firmy, są  pięknymi cieniami, za pomocą jednego koloru można wykonać niepowtarzany makijaż. W swojej makijażowej kolekcji mam ich kilka i często do nich wracam, a teraz powiększyła się ona o 12 niesamowitych kolorów.



Jak to bywa w różnych firmach, niektóre egzemplarze są troszkę gorszej jakości. Zauważyłam, że te jaśniejsze są bardziej delikatne i nie tak dobrze napigmentowane jak te ciemne i wyraziste. Bardzo łatwo się nimi operuje. Na pewno intensywniejszą barwę uzyska się nakładając je palcem lub pacynką. Na mokro niepowtarzalnie się mienią a na kremowej bazie można wydobyć ich piękno w 200%. Dobrze się je rozciera puchatymi pędzlami, efekt jest wtedy delikatniejszy, ale nadal widać błyszczące barwy. Przy aplikacji dobrze przyklejają się powieki, nie osypują się, chyba że na pędzlu będzie nadmiar cieni. Od strony technicznej cienie są naprawdę na wysokim poziomie.


Tak jak wspominałam, w całej kolekcji jest 12 kolorów, można znaleźć tam zielenie, róże, brązy itp. Starałam się, aby na zdjęciach pokazać jak się mienią, nie na wszystkich widać to od razu, warto się przypatrzeć, ponieważ zależnie od intensywności światła co innego się prezentuje.





1. I'M PEACHLESS - To brzoskwiniowy cień z różowymi refleksami. Pięknie się mieni na oku. Lubię go łączyć z brązami, z którymi dobrze współgra.

2. VOLTAGE - beżowo-złoto- szampański cień. Pięknie rozświetla kąciki wewnętrzne. 

3. KARMA - to cień, którego bazowym kolorem jest jasny pomarańcz. Widoczne są jednak żółto-zielone refleksy, które uaktywniają się np na zielonej bazie.

4. MAI - TAI - to mocniejsza brzoskwinia z widoczną różowo - fioletową poświatą. Tak samo jak I'm Peachless, lubię ten cień łączyć z brązami lub ciemnymi fioletami.

5. ROCKSTAR - jest to taka szara biel. Jeśli dobrze się przypatrzycie, widać zgaszone purpurowe tony.


6. PHANTOM - to cień, którego bazowym kolorem jest biel, jednak ma w sobie wiele różowych refleksów. 

7. BLACKLIGHT - jeden z moich u lubionych kolorów. Róż z chłodnymi, niebieskimi refleksami, które są dość dobrze widoczne.  

8. SECRET GARDEN - kocham takie niepowtarzalne zielenie. Ciemna baza z turkusem po prostu jest fenomenalna.

9. TYPHOON - Kolejny piękny intensywny kolor - Dzięki zielonej bazie ze złotymi refleksami otrzymano piękny oliwkowy kolor.

10. HAVOC - połączenie ceglastego brązu z zielenią na powiece wygląda świetnie. Ten jeden kolor może robić za cały makijaż.

11. STEAMPUNK - kolejny niepowtarzalny kolor, zbudowany z ciemnej, wręcz czarnej bazy i miedzianych refelksów, które wybijają się na pierwszy plan.

12. RITZY - to miedziano - złoto  - oliwkowy cień, kolory są dobrze dobrane i skomponowane.




Do tej pory na blogu możecie znaleźć dwa makijaże wykonane tymi cieniami. Ale na tym na pewno nie zakończę zabawy.



Który kolor skradł Wam serce? 

Pozdrawiam :)

Mój ulubieniec: Make-Up Atelier Paris BASE HYDRATANTE

$
0
0

Każda z nas ma w swoim życiu chwile, kiedy chce wyglądać idealnie i ostatnią rzeczą, którą chcemy zobaczyć w lustrze jest spływający podkład. Kiedy wychodzę z domu na dłużej i czeka mnie ważne spotkanie, chcę mieć pewność, że nic mnie nie zaskoczy. Dlatego też sięgam pod bazę pod podkład. Praktycznie każda firma w swojej ofercie posiada kilka wariantów tego kosmetyku i większość z nich jest dobra lub bardzo dobra. Jednak moją ulubioną jest baza nawilżająca Make-Up Atelier Paris BASE HYDRATANTE.


Makeup Atelier Paris jest profesjonalną francuską firmą, coraz bardziej znaną w naszym kraju. I bardzo dobrze, ponieważ z kosmetyków, z którymi miałam styczność, byłam bardzo zadowolona. Większość klientek chwali sobie podkłady oraz cienie. Na pewno na uwagę zasługują wodoodporne podkłady, które uwielbiam i swój kolor 2NB posiadam w swojej kosmetyczce i sięgam po niego przy ważniejszych spotkaniach. Moim zdaniem, warto także zapoznać się z bazami pod podkład. Zapraszam Was na moją opinię.



Kilka słów od producenta:
Produkt przeznaczony jest w szczególności do skóry wrażliwej i problematycznej (trądzikowej). Zawarte w składzie ekstrakt z rozmarynu wykazuje działanie antyseptyczne i zwężające pory. Baza zapewnia optymalny poziom nawilżenia, przedłuża trwałość wykonanego makijażu oraz chroni skórę przed jej wysuszeniem. Cena: 76zł. Pojemność: 30ml

Opakowanie bazy jest plastikowe. W łatwy sposób można wydobyć preparat za pomocą pompki, która nie zacina się i dozuje odpowiednią ilość kosmetyku.


Konsystencja jest lekka, lejąca, przypominająca rzadkie balsamy. Jednak nie rozlewa się na skórze. Dobrze się w nią wsmarowuje i bardzo szybko wchłania. Nie pozostawia przy tym uczucia lepkości, tłustości czy ściągania. Do tego jest bardzo wydajna, ponieważ wystarcza jedna pompka. Zapach jest bardzo przyjemny, określiłabym go jako słodko - kwiatowy. Dłuższą chwilę utrzymuje się na skórze, ale nie drażni, mnie wręcz uspokaja.

Aplikacja bazy jest bardzo szybka. Na wcześniej oczyszczoną i stonizowaną skórę, palcami delikatnie wcieram niewielką ilość. Po chwili mogę już nakładać podkład, ponieważ preparat szybko się wchłania.

Mam cerę problematyczną, więc muszę uważać ze wszelkimi mazidłami stosowanymi na twarzy. Baza MAP mnie nie uczuliła, ani nie sprawiła, że pojawiły się nowe stany zapalne. Jest bardzo łagodna dla mojej skóry. Co więcej, świetnie ją nawilża, przy czym tłustym partiom nie robi krzywdy. Na jego rzecz rezygnuję z kremu pod makijaż, które często nie współgrają z podkładami i potrafią się na twarzy zważyć. Po użyciu tej bazy ciężkie czy lekkie podkłady przez kilkanaście godzin wyglądają nieskazitelnie. Trwałość wtedy jest fenomenalna. Nie następuje wysuszenie skóry i pojawienie się suchych skórek, tłuste partie nie przetłuszczają się i podkład nie spływa. Po prostu baza Makeup Atelier Paris spełnia swoje zadanie. Używałam jej nie tylko na sobie, z każdą cerą współgrała i przedłużała trwałość podkładu. Moje koleżanki były zadowolone.


Niestety kosmetyki MAP są trudno dostępne. Stacjonarnie nie są do dostania, można je znaleźć w niektórych sklepach internetowych. Ja swoją zakupiłam w drogerii Ladymakeup, gdzie jest duży wybór kosmetyków tej firmy. Nie spodziewajcie się też jakiś promocji. Od kilku sezonów nie zauważyłam żadnych obniżek, raczej trzeba nastawić się na regularne ceny. Czy warto wydawać 76zł na bazę pod podkład? Myślę, że tak. Weźcie pod uwagę fakt, że MAP jest często wybierany przez profesjonalnych wizażystów, którzy stosują tylko kosmetyki wysokiej jakości. Ja nie żałuję zakupu, wszystkie bazy jakie miałam mi się pokończyły lub straciły swoją ważność i wybrałam po prostu coś profesjonalnego, co już znałam i lubiłam.


Macie w swojej kosmetyczce kosmetyki MAP? A może byłyście nimi malowane? Jakie były Wasze odczucia?

Pozdrawiam :)



Makijaż na codzień i na wieczór: Stylish Navy Blue Liner

$
0
0

Makijaż, który chcę Wam dzisiaj zaprezentować, jest dobrym wyborem na dzień i wieczór. Wykonuje się go bardzo łatwo i szybko. Podstawą jest granatowy liner, który pięknie podkreśli zielone tęczówki oka. Niebieskookie także będą wyglądać pięknie. Oczywiście, kolor linera, jaki wybierzesz, zależy od Twoich kolorystycznych upodobań. Na powiekę wystarczy nałożyć jeden, dwa kolory jasnych cieni.  Taki makijaż podkreśli to, co jest w Tobie najpiękniejsze i  tajemnicze: Twoje oczy! Natomiast dopełnieniem całego look'u są usta. Na dzień częściej wybieram błyszczyki i nierzucające się w oczy kolory pomadek. Natomiast na wieczór można mocniej podkreślić usta i sięgnąć po konkretny kolor. Same możecie się przekonać jak nasze usta mogą zmienić odbiór makijażu. Ukazałam to na poniższym kolażu. Dlatego też zmiana pomadki jest najszybszym i najprostszym sposobem przejścia z makijażu dziennego na wieczorowy.




Jak uzyskać taki makijaż?
Na całą powiekę nałożyłam jasny połyskujący szary cień, a następnie środek powieki rozświetliłam bielą. Dolną powiekę podkreśliłam metalicznym brązem. Granatowym linerem w pisaku precyzyjnie narysowałam kreskę pamiętając o tym, aby wyciągnąć ją do góry. Na koniec nie zapominam wytuszować rzęs oraz podkreślić brwi, które są ramą oka. Natomiast na usta można nanieść dowolny kolor, wedle upodobań. Jeżeli wybierasz dzienną wersję - nałóż błyszczyk, jeśli zależy Tobie na bardziej wieczorowym makijażu - wybierz pomadkę w kolorze koralowym czy czerwonym.

Lista użytych kosmetyków:
  • Foundation Revlon Colorstay #150 Buff mixed with  Revlon Colorstay #320 True Beige
  • L'Oreal True Match Concealer 01 Ivory
  • Kryolan Dermacolor Camouflage Rainbow  #2
  • Kryolan  Dermacolor Fixing Powder  #P1
  • Kobo Professional  Matte Blusher 202 Terra Cota
  • Urban Decay Eyeshadow Primer Potion Original
  • Makeup Geek Eyeshadows: Ice Queen, Rockstar
  • My Secret 'I Love My Style' Eyeshadow Stick: Shimmer Bronze
  • My Secret Waterproof Eyeliner Navy Blue
  • Deni Carte Beige Pencil
  • My Secret 'Designe Your Eyebrow' Grey
  • Kobo Professional Eyebrow Colour 302 Ash
  • L'Oreal Volume Million Lashes Feline
  • My Secret 'Kiss My Lips' Big Color Stick:  #12  Coral Lips  or Kobo Professional Long Lasting Glass Shine 216 Apricot



Co myślicie o takim makijażu? Która wersja bardziej Wam się podoba?

Pozdrawiam :)


Najczęściej czytane TOP3 PAŹDZIERNIK

$
0
0
Kolejny miesiąc za nami, jest coraz zimniej, szybciej robi się ciemniej. Niestety taka pogoda nie sprzyja przygotowywaniu notatek, ponieważ brakuje dobrego światła, a ja jestem senna i zmęczona. Mam nadzieję, że listopad będzie lepszym miesiącem. Mimo wszystko, zobaczcie, co ciekawego pojawiło się w październiku. 


1. Wieczorowo - randkowo :) 
Klasyczny dymek jest zawsze na czasie. Uwielbiam takie makijaże, ponieważ sprawdzają się w każdej sytuacji. Co więcej paletka cieni, którą tutaj wykorzystałam kosztuje naście złotych. Zaglądnijcie, co to za cudo :)








2. Makeup Geek Duochrome Eyeshadow - zdjęcia, swatche 

Pięknych cieni nigdy nie jest zbyt wiele. Tym razem pokazałam Wam duochromy z MakeupGeek. Zobaczcie jak się prezentują na swatchach :)






3. Sweet Day :)
Za różem nie przepadam, jednak taki makijaż mogłabym nosić codziennie. Wykonanie zajęło mi parę minut, bo sam w sobie makijaż jest bardzo łatwy. W notce przeczytacie, jakich kosmetyków użyłam.










A Wam co najbardziej przypadło do gustu? Jaki post utkwił Wam w pamięci? 

Pozdrawiam :)









Kiko Velvet Mat - Satin Lipstick 602 Natural Rose

$
0
0

Uwielbiam idealne kosmetyki, które pięknie się prezentują, a do tego są trwałe i spełniają swoje zadanie. Jednak w przypadku mazideł do ust to nie wymagam zbyt wiele, wykonując makijaż ust nie skupiam się na nich, a na co dzień zapominam nawet o pomalowaniu się bezbarwnym błyszczykiem. Jednak od czasu do czasu trafia do mnie kosmetyk, który tak dobrze do mnie pasuje, że mam go zawsze przy sobie w torebce i całymi tygodniami, wręcz obsesyjnie, go używam. Ostatnio przypadła mi do gustu pomadka Kiko Velvet Mat - Satin Lipstick  w kolorze 602 Natural Rose, która dobrze współgra z moją urodą i jest świetnym kolorem na tę jesień.

 


W swojej kolekcji mam wiele pomadek, ale dopiero opakowanie Kiko mnie zauroczyło. Wykonane jest z dobrej jakości plastiku  w kolorze różowego i żółtego złota z wstawkami srebrnymi. Posiada nietypowe  otwieranie, całą nakładkę się ściąga. Naprawdę prezentuje się to elegancko i zachęca do częstego sięgania po kosmetyk. Można się zakochać.


Pomadkę kupiłam już jakiś czas temu, bodajże na początku lata. Kolor po pierwszych oględzinach nie do końca mi przypadł do gustu. Na próbnikach w internecie wyglądał na zbliżony do mojego naturalnego koloru ust. W rzeczywistości okazał się ciemniejszy, przez co czułam się odrobinę rozczarowana, ponieważ w tamtym okresie szukałam innego odcienia. A Natural Rose określiłabym jako mieszankę koloru czerwonego i herbacianego. Jednak po pierwszej aplikacji humor mi wrócił, ponieważ okazało się, że na ustach wcale tak ciemno nie wygląda. A matowe wykończenie bardzo lubię i takie pomadki chyba najbardziej mi pasują. Co więcej gładko sunie po ustach, nie wysusza ich, są miękkie i świetnie nawilżone. Pomadka nie waży się z czasem i nie zbiera się w załamaniach ust. Schodzi równomiernie. Trwałość określiłabym jako wysoką, ponieważ kilka godzin jedząc i pijąc mam ją na ustach, co u mnie rzadko się zdarza - jestem typem zjadacza pomadek. Czuję, że usta są podkreślone, bo kolor jest widoczny, jednak nie jest to dla mnie na tyle obsesyjne, aby w niej się źle czuć. 
 

Czy pomadka posiada jakieś wady? Moim zdaniem nie. Nawet cena jest zachęcająca :) W promocji zapłaciłam za nią ok 15zł. Gorzej jest z dostępnością, ponieważ produkty Kiko można zakupić tylko w firmowych sklepach lub na ich stronie internetowej.

A Wy jakie kolory wybieracie jesienią? Czy może bardziej lubicie błyszczyki?

Pozdrawiam :)


 


Puder do zadań specjalnych, czyli Kryolan Dermacolor Fixing Powder

$
0
0

Przychodzą w naszym życiu takie dni, że potrzebujemy porządnego i utrwalonego makijażu. W tym mają nam pomóc wszelkie specyfiki przedłużające trwałość. Mamy do wyboru bazy, spray'e czy pudry fiksujące. O jednym z tych ostatnich chciałabym Wam opowiedzieć, ponieważ u mnie się sprawdził i bardzo go polubiłam. Zapraszam Was na moją opinię na temat Kryolan Dermacolor Fixing Powder.

 


Firmy Kryolan mam nadzieję, że nie trzeba przedstawiać. Specjalizuje się ona w produkcji kosmetyków profesjonalnych nadających się do zwykłego makijażu ale także do charakteryzacji. Miałam wcześniej z tej firmy spray utrwalający makijaż, z którego byłam bardzo zadowolona oraz bazę pod cienie, która nie do końca przypadła mi do gustu. Ostatnio potrzebowałam porządnego pudru, który mogłabym stosować na ważne okazje i przeglądając ofertę ladymakeup.pl stwierdziłam, że to powinien być dobry wybór.


Opakowanie pudru nie jest najgorsze, choć mogłoby być bardziej poręczne. Po pierwsze wieczko nie jest odkręcane ale nakładane, dlatego też należy uważać, aby nie zawieruszyło się gdzieś pomiędzy kosmetykami, bo wtedy będziemy mieć istną katastrofę. Ja go trzymam w papierowym kartoniku, więc to mi nie grozi. Drugą rzeczą, która też się nie do końca sprawdza, to brak zabezpieczenia siteczka wewnątrz opakowania. Niestety otwory są dość duże i bardzo łatwo puder wydostaje się na pokrywkę. Brakuje mi albo gąbeczki, albo nakładki, która zatrzymałaby te migracje. 



W tej linii pudrów fiksujących dostępnych jest aż 7 kolorów. Nie mogłam się zdecydować, który byłby dobry dla mojej cery, więc wybór padł na odcień P1, czyli transparentny. Puder ma kolor biały, ale ładnie się wtapia i nie bieli skóry. Chyba że przesadzimy z ilością. Konsysntecja jest oczywiście sypka, bardzo drobno zmielona. Zapach przyjemny, kojarzy mi się z pudrami dla dzieci. 





Puder stosowałam już wielokrotnie i moim zdaniem bardzo dobrze się spisuje. Otrzymuję matowy efekt, który utrzymuje się bardzo długo. Ładnie stapia się z kolorem cery, nie uwydatnia zmarszczek czy suchych skórek. Nie wysusza, ani nie zapycha. Dobrze radzi sobie z moimi tłustymi partiami twarzy, nie świecę się tam zbyt szybko, czy nie robi mi się tam tzw. ciastoliny. Podkład jest utrwalony, wodoodporności nie sprawdzałam, jednak jest bardziej odporny na ścieranie.



Wydajność pudru jest bardzo wysoka. Niewiele potrzeba do pokrycia całej twarzy. Pojemność mojego pudru wynosi 20g (kosztuje 55zł), więc starczy na bardzo długo. Jednak nie używam go codziennie, jako to produkt profesjonalny przeznaczony do zadań specjalnych i  nie chcę też zbyt często swojej cery obciążać. Na chwilę obecną jednak jest to mój ulubieniec.


Jestem ciekawa, jakie pudry wy lubicie używać. Czekam na Wasze komentarze.

Pozdrawiam :)


 

FAIRY TALE

$
0
0

Dzień wolny nie może być bezproduktywny. Ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu, aby wykonać makijaż specjalnie na bloga. Rano szybko się zbieram do pracy, a jak z niej wracam, to już jest ciemno. Dzisiaj w południe światło też nie było zbyt dobre. Z setek zdjęć udało mi się wybrać te, które w miarę wyglądały. Ciężkie jest życie blogera ;)



Myślę, że makijaż jest uniwersalny. Można go nosić na dzień, na wieczór lub specjalne okazje takie jak święta czy Sylwester. A brązy to kolory, które praktycznie każdemu pasują. Połączyłam tutaj ze sobą błyszczące i matowe cienie, które dobrze ze sobą współgrają.


Użyłam tutaj cieni z paletki My Secret Natural Beauty Fairy Tale (stąd też taki tytuł makijażu). Muszę przyznać, że mnie oczarowała. Jest bardzo dobrze skomponowana, można nią wykonać lekki dzienny makijaż lub mocniejszy wieczorowy. Natomiast błyszczący jasny brąz jest fenomenalny. Daje efekt tafli i świetnie się prezentuje. Dlatego też w moim makijażu jest w centralnej części powieki. Ma kremową konsystencję i łatwo przyczepia się skóry. Oprócz niego są dwa matowe cienie: średni brąz oraz szarawa biel. Natomiast jasny brąz ma wykończenie satynowe. Lubię takie kolory kłaść w załamanie powieki. Cienie z tej paletki bardzo dobrze się aplikuje, choć należy uważać na nadmierne osypywanie. Świetna jest ich pigmentacja i dobrze się łączą ze sobą. Większość paletek My Secret z serii Natural Beauty jest warta uwagi i ta do tego grona należy. Można je znaleźć tylko w Drogeriach Natura i kosztują 14.99zł. Jest to niewiele jak za taką jakość!


Poniżej możecie zobaczyć pełną listę kosmetyków, których użyłam w tym makijażu:

- podkład Revlon Colorstay 150 i 320
- Kobo Professional Face Contour Mix
- Loreal True Match Concealer 01 Ivory
- Kryolan Dermacolor Fixing Powder P1
- Kobo Professional Matte Blusher 201 Apricot
- Urban Decay Eyeshadow Primer Potion Original
- My Secret Natural Beauty Palette: Fairy Tale
- Kobo Professional Eyebrow Colour 202 Ash
- Mayebelline Lasting Drama Gel Eyeliner 01 Black
- Loreal Volume Million Lashes Feline
- My Secret  'Kiss My Lips' Big Color Stick 11 Sweet Peach




Co sądzicie o takim podkreśleniu oczu?

Pozdrawiam :)


A na jesień: po prostu fiolet

$
0
0

Dawno na blogu nie było postów paznokciowych. Niestety dwa miesiące temu jeden z paznokci tak niefortunnie mi się złamał, że musiałam wszystkie skrócić do zera. W końcu urosły tak, jak lubię. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości nie przytrafi mi się nic podobnego, ponieważ moja kolekcja lakierów rozrosła się niesamowicie dzięki markom Sensique oraz My Secret. 


 Przez ten cały czas, jak czekałam aż paznokcie urosną, oczywiście je malowałam. Mam Wam do pokazania kilka naprawdę fajnych kolorów, które na mnie zrobiły wrażenie. Może uda mi się wykonać jakieś zdobienie? Jednak na tę chwilę muszę popracować nad zdjęciami, odzwyczaiłam się od ich robienia i nie do końca podobają mi się ujęcia. Niestety inne nie wychodzą, ale będę nadal ćwiczyć nad tym, aby odbiór zdjęć był dla Waszego oka milszy.

Na pierwszy ogień idzie przepiękny shimmerowy fiolet od Sensique 193 Heather. Kolor jest głęboki, ciemny z milionem brokatowych drobinek, które pięknie się mienią. Dzięki temu kolor jest naprawdę trwały, noszę go przez conajmniej pięć dni, potem zmieniam, na inny, wracam, zmieniam... :) Jest tak piękny, że już wiele osób pytało się, co to za lakier. Jest też druga strona medalu - trochę uciążliwe jest jego zmywanie, jednak na szczęście nie aż tak straszne jak zmywanie brokatów. Do pełnego krycia nałożyłam dwie warstwy i myślę, że jest to optymalna ilość. I przede wszystkim szybko schnie.

 
 

Firma ostatnio zmieniła opakowania i przyznam, że ta wersja mi się bardziej podoba. Pędzelek jest zgrabny, włosie nie jest rozczapierzone, więc sama aplikacja nie sprawia trudności. Lakier można znaleźć w Drogeriach Natura, kosztuje 6,99zł



Co sądzicie o takim kolorze?

Pozdrawiam :)


Moja codzienność, czyli kreski wykonane eyelinerami My Secret

$
0
0

Nie będę ukrywać, że jestem śpiochem. Rano, mając do wyboru 10 minut dłuższego spania a makijaż, wybieram to pierwsze. Jeszcze parę lat temu było to do niepomyślenia. Bez kompletnego makijażu nie wychodziłam z domu. Jednak priorytety się zmieniają wraz z upływającym czasem. Śpię mało, bo niestety jestem typem sowy, a do pracy wstać trzeba przed 7. Dlatego te 10min dodatkowego snu jest dla mnie ważne. W związku z tym, poranny makijaż jest bardzo okrojony. Oczywiście sięgam po podkład, puder, bronzer. Ale na oczach jest zazwyczaj tylko tusz do rzęs. Dlatego ostatnio postanowiłam choć trzy razy w tygodniu zrobić dla siebie coś więcej. Do makijażu dodałam kreski, bo są szybkie w wykonaniu oraz ładnie podkreślają oczy. Przy tej czynności towarzyszą mi  nowości od My Secret, czyli na nowe kolory wodoodpornego linera w pisaku.



Jakiś czas temu na blogu umieszczałam recenzję wodoodpornego linera w pisaku w kolorze czarnym. Znajdziecie ją tutaj. Byłam z niego zadowolona i przyznam się, że wciąż mi towarzyszy. Ucieszyłam się na fakt, że wyszły nowe kolory: granatowy oraz brązowy. Są to dość standardowe odcienie, szaleństwa nie będzie, jednak mimo wszystko pozwalają na odejście od wszechmocnej czerni. Lubię, gdy w moim makijażu występują te kolory, pasują one do moich tęczówek, zatem by urozmaicić makijaż mogę sięgnąć po sprawdzony produkt.


Kolor linerów jest bardzo dobrze napigmentowany, jednym ruchem można narysować kryjącą kreskę. Szybko ona zasycha, więc nie odbija się na powiece. Rysik jest ostro zakończony, dzięki czemu malowanie cienkich kresek nie jest problematyczne. Z czasem on nie "flaczeje" i przez długi czas można go używać.


Produkt, według producenta jest wodoodporny, choć ja bym z tym polemizowała. Można go zmyć zwykłym mleczkiem do demakijażu, choć zawsze pozostaje po nim na skórze ślad, co szczerze mnie denerwuje. Z drugiej strony nie rozmywa się np przy łzawieniu oczu, co u mnie niestety często się zdarza i dlatego potrzebuję trwałych kosmetyków.


Mimo plusów i minusów, wodoodporne linery w pisaku My Secret uważam za udane i warte zainteresowania. Kosztują 9,99zł.

Oczywiście nie mogłoby zapragnąć zdjęć makijaży, w których użyłam opisywanych eyelinerów.



A Wy czym lubicie malować kreski?

Pozdrawiam


Lavera - Tonik rozjaśniający do twarzy

$
0
0

Lubię naturalne kosmetyki, ponieważ dobrze wpływają na moją skórę. Wybierając te do twarzy zwracam zawsze uwagę na skład. Niestety nie wszystko mi dobrze służy i wtedy moja kapryśna cera się buntuje niepożądanym wysypem. Dzisiejszy produkt, który chcę Wam przedstawić, bardzo dobrze się u mnie spisał, choć nie wszystkie obietnice producenta zostały spełnione. Zapraszam Was na recenzję tonika rozjaśniającego do twarzy firmy Lavera.

 



Muszę przyznać, że użytkowanie tego tonika było przyjemne. Wpływ na to miał na pewno zapach, który  był dość specyficzny, raczej ziołowy, niezbyt intensywny. Mi się podobał. Tonik bardzo łagodnie tonizował skórę, usuwał nadmiar sebum, odświeżał, oczyszczał z pozostałości zanieczyszczeń. Przez producenta jest polecany dla osób z cerą mieszaną skłonną do wyprysków. Dzięki niemu nie były mi straszne wszelkie pojawiające się niedoskonałości, ponieważ nie dopuszczał do nich, a gdy jakiemuś udało się wykluć, to szybciej się goił. Dzięki świadomej pielegnacji, bo to nie tylko zasługa tego toniku, ale także innych używanych przeze mnie specyfików, poznikały mi wszelkie podskórne krostki a pory były oczyszczone. 


Główną jednak obietnicą producenta jest rozjaśnianie przebarwień dzięki dobroczynnemu wyciągowi z miłorzębu japońskiego.  I raczej się nie spodziewałam efektu WOW. Ze starymi potrądzikowymi przebarwieniami w ogóle sobie nie poradził, natomiast łagodził wszelkie zaczerwienienia, powstałe przez nowe "nabytki" na mojej twarzy. Zatem jeżeli oczekujesz zniwelowania silnych przebarwień, to ten tonik jedynie może wspomóc z nimi walkę. Należy jednak wybierać mocniejsze specyfiki: kwasy, peelingi czy laser. 


Skład: Wodno-alkoholowy wyciąg z winogron, ekstrakt z miłorzębu japońskiego, żel z aloesu, ekstrakt z oczaru wirginijskiego, ekstrakt z nagietka , mieszanka olejków eterycznych.

Tonik można zakupić w wielu miejscach, np na stronie helfy.pl. Kosztuje 35zł i na pewno jeszcze niejednokrotnie do niego wrócę.

Pozdrawiam :)

Nowości, nowości w Drogeriach Natura

$
0
0

Rzadko kiedy na blogu umieszczam informacje prasowe na temat kosmetyków, wolę najpierw zobaczyć, pomacać, użyć  a potem wydawać osąd, czy warto w nie inwestować, czy lepiej sobie odpuścić. Jednak przy tych kosmetykach nie mogłam przejść obojętnie, ponieważ jeden z nich mnie po prostu zachwycił. Opakowaniem :D  Przy okazji pokażę Wam co nowego znajdziecie jutro w Drogeriach Natura. 


MY SECRET I LOVE MY STYLE LIP LINER
Pokochaj swój styl w makijażu! Wypróbuj hipoalergiczną kredkę do ust, która sprawi, że Twoje usta będą zjawiskowe.Pomadka zawiera naturalne woski i oleje oraz witaminę E. Waga 1,4 g. Cena 7,49zł.



KOBO PROFESSIONAL BRILLANCE NAILS MEGA SHINE TOP COAT
Top zapewnia wysoki połysk koloru oraz przyspiesza wysychanie lakieru. Utwardza i przedłuża jego trwałość. Pojemność 7,5 ml. Cena 9,99 zł

KOBO PROFESSIONAL NAILS RESTORER COMPLETE REPAIR & PROTECTION
Odżywka przeznaczona do wzmocnienia słabych paznokci. Zapobiega rozwarstwianiu oraz nadmiernej łamliwości paznokci. Stymuluje jego zdrowy wzrost. Stosowana pod lakier działa na paznokcie ochronnie. Pojemność 7,5 ml. Cena 9,99 zł

KOBO PROFESSIONAL POWERFUL NAILS STRENGTHENING CONDITIONER
Wzmacniająca odżywka, dedykowana osłabionym i skłonnym do rozwarstwiania paznokciom. Zwiększa wytrzymałość i grubość płytki paznokci oraz przyspiesza jej wzrost. Doskonała jako regeneracja po sztucznych paznokciach. Pojemność 7,5 ml. Cena 9,99 zł

KOBO PROFESSIONAL INTENSIVE HARDENER NAILS HARDER THAN EVER
Uniwersalny utwardzacz do paznokci. Zabezpiecza płytkę paznokcia przez rozwarstwianiem i łamaniem oraz redukuje jej kruchość. Stosowany jako baza pod lakier sprawia, że kolor dłużej utrzymuje się na paznokciach. Pojemność 7,5 ml. Cena 9,99 zł

KOBO PROFESSIONAL INSTANTLY WHITE PRO WHITE EFFECT CORRECTOR
Korektor ukrywający przebarwienia na paznokciach. Maskuje niedoskonałości, zapewnia naturalne wykończenie i nadaje paznokciom zdrowy wygląd, jednocześnie je odżywiając i nawilżając. Pojemność 7,5 ml. Cena 9,99 zł




KOBO PROFESSIONAL BLUR MAKE-UP PRIMER MATT&TONING
Jednolity koloryt i maksymalne wygładzenie. Tonująca baza wnika w skórę czyniąc ją jedwabiście miękką i gładką. Technologia fotograficznego rozmycia BLUR rozprasza światło i sprawia, ze zmarszczki i rozszerzone pory stają się mniej widoczne, a pieprzyki i drobne zaczerwieniania wizualnie się rozmywają. Można stosować pod podkład lub samodzielnie. Pojemność 20 ml. Cena 19,99 zł

I na koniec zostawiłam najlepsze 

KOBO PROFESSIONAL MATTE LIPS
Nasycone kolory i trwały matowy efekt. Pomadka zapewniająca ustom satynowe wykończenie i pełne nasycenie kolorem. Równomiernie się nakłada oraz długo utrzymuje na ustach. Połączenie specjalnie dobranych polimerów oraz składników aktywnych pozwala ustom utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia, jędrności oraz wygładzenia. Po aplikacji usta odbić chusteczką w celu utrwalenia
matowego efektu. Waga 4,5 g. Cena 15,99 zł
 


Uważam, że opakowanie pomadek Kobo Professional są świetne, zauroczyły mnie. Myślę, że wiele kobiet nie przejdzie obok nich obojętnie. Poza tym jestem zaciekawiona nową bazą pod podkład. Czy na pewno będzie można nią uzyskać efekt rozmycia i poradzi sobie z rozszerzonymi? Mam nadzieję, że będzie mi dane to sprawdzić. 


A Wam co wpadło w oko? Wybierzecie się jutro na zakupy?

Pozdrawiam :)


Viewing all 411 articles
Browse latest View live